Amelia kilka lat temu postanowiła założyć jednoosobową działalność gospodarczą. Kupiła pawilon handlowy w Warszawie. W pierwszym roku działalności uzyskała niewielki dochód w wysokości 20 tys. zł. Aby zwiększyć ofertę sprzedaży wzięła kredyt inwestycyjny. Mniej więcej w tym samym czasie bank zaproponował dodatkowo limit w koncie firmowym. Klientka uznała, że jest to dobre rozwiązanie chwilowych, jak wtedy sądziła, problemów. Trzeba tylko zwiększyć ofertę poprzez dodatkowy kredyt to działalność szybko przyniesie należyty dochód – tak sądziła. Pod koniec roku okazało się jednak, że dochody wciąż były na tym samym poziomie a obciążenia z tytułu zwiększonych kwot rat urosły.
Aby zwiększyć dochody, które pozwoliłyby ustabilizować sytuację, klientka postanowiła wydłużyć godziny pracy w kiosku od godz. 6.00-21.00, czyli do 15 godzin dziennie. Także zwiększyła w banku limit kredytu obrotowego. Niestety, i to nie pomogło, bowiem nowo powstały market w okolicy przejął część klientów. Obroty nie rosły a wręcz przeciwnie zaczęły spadać. Prawdziwym wyzwaniem stało się teraz spłacanie składek w ZUS, podatku w US i rat w bankach.
Choć Amelia pracowała od rana do nocy 6 lub 7 dni w tygodniu, sytuacja finansowa stale się pogarszała. Na domiar złego rozstała się z ówczesnym, wieloletnim partnerem. Spowodowało to, że cały ciężar utrzymania mieszkania spadł na nią. Zdarzenie to mocno wpłynęło na jej stan psychiczny. Dochody firmy spadały, rosły zobowiązania, zaległości w spłatach i dodatkowo spadły w całości koszty utrzymania mieszkania. Klientka utraciła całkowicie płynność finansową. Banki na skutek nieterminowych spłat wypowiedziały umowy kredytowe. To doprowadziło do zupełnego załamania.
Gdyby nie obecny mąż Amelii nie wiadomo jak potoczyłyby się jej losy. Pojawił się w samą porę. Bardzo mocno ją wsparł i pomógł zapanować nad sytuacją. Postanowili wspólnie zamknąć działalność, żeby nie generować dalszego zadłużenia. Wzięli ślub i zamieszkali w mieszkaniu rodziców. Udało się sprzedać pawilon handlowy i za uzyskaną kwotę spłacić cześć zobowiązań, ale nie wszystkie. Pozostała jednak znaczna kwota do spłaty – ponad 135 tys. złotych, która szybko rosła na skutek odsetek.
Pomoc w Ośrodku Doradztwa Finansowego i Konsumenckiego
Mąż Amelii nie poddawał się i znalazł w Internecie adres Ośrodka w Warszawie. Umówił się na spotkanie. W ODFiK udzielono Amelii porady dotyczącej postępowania upadłościowego i pomocy przy sporządzaniu wniosku o ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Stosowny wniosek został szybko przygotowany a następnie złożony przez klientkę w sądzie gospodarczym. W bardzo szybkim czasie, bo już po dwóch tygodniach, z sądu dostała wezwanie na rozprawę. Sąd wydał postanowienie o upadłości dla naszej Klientki.
Jak mocno przeżywała wówczas Amelia swoją sytuację, jaki dla niej był to trudny czas, najlepiej można prześledzić na podstawie listu, który nadesłała do Ośrodka. Prosiła także o przekazanie tego, co napisała innym osobom, które znalazły się w podobnych kłopotach i nie wiedzą jak się z nich wydobyć, by mieli siłę walczyć o siebie.
Z listu Amelii do Ośrodka
Zakładając działalność gospodarczą nie przypuszczałam, że spotka mnie taki finał. Miałam 24 lata, swoje plany i marzenia, które chciałam realizować. Na początku wszystko zapowiadało sukces. Prowadziłam kiosk, zarabiałam na swoje utrzymanie, pomagałam rodzicom, kiedy tego potrzebowali, planowałam przyszłość. Zaplanowałam, że wezmę tylko jeden kredyt na rozkręcenie biznesu. Wszystko zaczęło się komplikować, kiedy na moje barki spadła dodatkowo odpowiedzialność samodzielnego utrzymywania mieszkania. Mój ówczesny partner zaciągnął kredyt, żeby wykupić mieszkanie swoich rodziców, mówiąc mi, że po ślubie zamieszkamy w nim razem, że to przecież dla nas, że to inwestycja na przyszłość. Perspektywa ślubu nie zbliżała się, a dochody przestały wystarczać na pokrycie wszystkich kosztów i utrzymanie siebie i partnera. Wpadłam w spiralę zadłużenia. Brałam kolejne kredyty, żeby ratować coś, co budowałam swoją ciężką pracą. Pracą od świtu do zmierzchu.
Nie zdążyłam się obejrzeć, kiedy pierwsi wierzyciele zaczęli pukać do moich drzwi. Po zakończeniu toksycznego związku podupadłam na zdrowiu psychicznym. Dopiero pomoc mojego obecnego męża, który podał mi dłoń, kiedy byłam na dnie, sprawiła, że uwierzyłam, iż warto zawalczyć o siebie, o nas… o godne życie. Próbowaliśmy wspólnie zawierać ugody, które pomogłyby mi stanąć na nogi. Niestety wierzyciele w takich sytuacjach nie są skłonni iść na jakiekolwiek ustępstwa.
Mąż nie poddawał się i znalazł w Internecie adres Ośrodka. Umówił się na spotkanie. Tam uzyskałam pomoc w napisaniu wniosku do sądu. Po dwóch tygodniach od złożenia wniosku dostałam wezwanie na rozprawę.
Ciężko w takiej chwili myśleć pozytywnie, kiedy ma się świadomość, że walczy się o odzyskanie godności i tę walkę można przegrać. Było wiele chwil zwątpienia, łzy zarówno w domu jak i w sądzie. Emocje, jakie wtedy towarzyszą człowiekowi są nie do opisania i nie do zrozumienia dla kogoś, kto tego nie przeżył.
Jestem młoda, mam zaledwie 27 lat. Gdzie w tych wszystkich długach miejsce na chociażby myślenie o założeniu rodziny. To bolało najbardziej. Perspektywa spłacania długów do końca życia. Świadomość, że nie mogę założyć rodziny, mieć dzieci, bo zwyczajnie nie jestem w stanie niczego im zapewnić.
Na szczęście udało się. Sąd wydał postanowienie o mojej upadłości już po pięciu minutach od przesłuchania. Myślałam, że śnię. Wyszłam z sali i znów się rozpłakałam. Ja dalej nie mogę uwierzyć, że los dał mi drugą szansę. Nie wiem czy poradziłabym sobie z tym wszystkim bez mojego męża i specjalisty w Ośrodku, który okazał tyle zrozumienia i wsparcia, że będę mu za to wdzięczna do końca życia! Na koniec chciałam powiedzieć wszystkim, którzy wciąż czekają na „swoje nowe życie”, żeby nie bali się walczyć o siebie. Warto… uwierzcie mi. Warto po tym wszystkim wziąć głęboki oddech i cieszyć się wolnością. Amelia.